E-handlowcy nie mają powodów do dumy twierdzi Dziennik Gazeta Prawna i powołuje się przy tym na badania kancelarii Accreo Legal.
Zdaniem pracowników kancelarii, którzy przeprowadzili analizę klauzul niedozwolonych w potężnym okresie od czerwca 2002 do kwietnia 2012 zakazy powstałe w wyniku skarg na e-handel to najdynamiczniej rozwijająca się część rejestru.
Ze 150 wpisów w rejestrze aż połowa pochodzi tylko z roku 2012, co oznacza niezwykle dynamiczny przyrost kiepsko działających sprzedawców lub świadomych klientów. Główny zarzut pod adresem e-handlu dotyczy przerzucania nadmiernej ilości obowiązków na klienta oraz roszczenie sobie przez podmioty działające w sieci przesadnej ilości praw.
Niedozwolone zapisy dotyczą najczęściej sposobu korzystania z reklamacji oraz ograniczają prawa konsumenta do zwrotu towaru. Nie ma co wspominać o tak oczywistych błędach jak określanie w regulaminie sklepu sądu rozstrzygającego spory właściwego dla siedziby przedsiębiorcy oraz zastrzegania sobie prawa do zmiany regulaminu bez informowania konsumentów.
Wstydźcie się e-sprzedawcy.
Ta, świadomość klientów. Powstały stowarzyszenia, które zostały założone przez samych prawników, które “walczą” o poprawę regulaminów w sklepach internetowych. W efekcie powstał fantastyczny biznes, który zajmuje się przeszukiwaniem internetu w celu złożenia pozwu. Rada dla wszystkich, którzy dostali pozew. Nie idźcie na ugody. Lepiej się sądzić się i dostać karę, ponieważ koszty okażą się znacznie mniejsze niż w przypadku porozumienia. Dlaczego?, a to dlatego, że gdy dogadacie się z 1 stowarzyszeniem to automatycznie dostaniecie pozew z innego, równie “walczącego” o poprawę tego samego regulaminu. Nie ma znaczenia, że go poprawicie. Ponieważ pozwy dotyczą okresu conajmiej 2-3 miesięcznego wstecz.
Bzdury prawicie… “niezwykle dynamiczny przyrost kiepsko działających sprzedawców lub świadomych klientów” – chyba pseudo stowarzyszeń, które hurtowo wysyłają pozwy do wszystkich sklepów. Wstyd że uważacie się za poważny portal a takie głupoty powtarzacie.
W żaden sposób nie bronimy tutaj “naciągaczy w białych rękawiczkach” chcemy tylko powiedzieć, że zrzucanie winy na innych nic nie zmieni, nie pomoże nam też aktualne prawo. Jedynie profesjonalizacja własnego biznesu będzie skutecznym sposobem (niestety) obrony.
Znam wielu właścicieli sklepów, którzy na przełomie czerwca i lipca 2011 roku dostali pozwy od krakowskiego radcy prawnego. Pisałem o tym w ubiegłym roku z nieco większymi emocjami. Wtedy miałem nadzieję, że coś się zmieni. Niestety wszyscy znajomi przegrali w sądzie, a jedyna rada jaką aktualnie można od nich usłyszeć w tym temacie brzmi: “dbać o aktualność regulaminu sklepu”.
Zgadza się, ale pisanie, że “niezwykle dynamiczny przyrost kiepsko działających sprzedawców lub świadomych klientów” jest zwykłym wprowadzeniem ludzi w błąd, że niby te 150 wpisów to przez świadomych klientów… a to wcale nie prawda.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Tak więc, z Pana punktu widzenia to kancelaria-naciągacz, zaś z punktu widzenia konsumenta to ktoś, kto zmienia prawo na korzyść właśnie konsumenta. Pomijając mało szlachetne motywacje owej kancelarii.
Zgoda, zapewne większość stowarzyszeń powstała w celu “wydojenia” leniwych sprzedawców, którzy oszczędzają na prawnikach i mają niską świadomość prawną. Ale nie zmienia to faktu, że w ostatecznej instancji wyroki sądów są klarowne – sklepy internetowe mają problem z działaniem zgodnie z prawem.
i zgadzam się tutaj z KubaM, że problem leży w słabości środowiska, które nie ma silnej reprezentacji politycznej. Przypominam, że e-commerce wytwarza taki sam odsetek PKB jak górnictwo.
A porównajmy sobie siłę polityczną obu sektorów gospodarki.
Kończąc, jeśli w rejestrze klauzul niedozwolonych pojawiają się wciąż te same błędy w regulaminach sklepów (a na to wskazuje badanie) to wstydzić się trzeba podwójnie.
A moim zdaniem problemem jest, że środowisko e-sprzedawców nie potrafi się zorganizować i walczyć z złym prawem. To że prawo jest jakie jest, nie znaczy, że takie ma być. Ale skoro nie walczymy o swoje, to pozostaje tylko biernie dostosowywać się do zmian z nadzieją, że zdążymy zmienić regulamin po kolejnych zakazanych wpisach nim jakiś “obrońca konsumentów” nie pociągnie nas do sądu. A czasami można odnieść wrażenie, że niektóre zapisy są sprzeczne z innymi ustawami (bo jak na przykład anulować sprzedaż po zwrocie, jeżeli nie zażądamy zwrotu wraz z dokumentem sprzedaży, a przepisy księgowe wymagają podpięcia oryginału…)