Dwa lata temu Walmart testował dostawę zakupów przez Ubera. Rok później zachęcał do tego swoich pracowników.
Teraz pora na outsourcing. Najnowsza koncepcja Walmartu to dostawa za pomocą niezależnych kierowców zatrudnianych w modelu wikinomicznym (warto zajrzeć do tytułów Wikinomia i Makrowikinomia), popularnie nazywanym crowdsourcingiem.
Usługa Spark Delivery, w swojej naturze przypominać ma iskrę. Czyli szybko rozbłysnąć, jeszcze szybciej zgasnąć i przeskoczyć na krótkim dystansie. Taka jest też idea samej dostawy, w której rozbija się o pokonanie nieszczęśliwego i jakże kosztownego dystansu tak zwanej ostatniej mili.
Jak to wygląda w praktyce? Kierowcy, którzy są zainteresowani dorobieniem sobie korzystają z platformy online, aby wskazać okna czasowe w ramach których poruszają się w określone rejony miasta. System dobiera po drodze przystanki po odbiór ze sklepu i doręczenie zakupów pod próg czekającego klienta. Sam system pozwala na komunikację użytkowników między sobą oraz wysyła alerty, tak aby w drodze nikt nie zapomniał zajrzeć do wcześniej ustalonych miejsc.
Aby całość nosiła znamiona profesjonalizmu kierowcami zarządza firma Delivery Drivers, która specjalizuje się w kontraktowaniu dostaw typu „last mile delivery”. Jednocześnie rozlicza ich, przelewa płatności, rekrutuje i sprawdza jakość usług.
Pilot usługi aktualnie funkcjonuje w Nashville i Nowym Orleanie, ale na tym nie koniec – Walmart najwyraźniej zadowolony z usługi planuje stopniowo rozszerzać jej zasięg. Już teraz różne formy dostawy amerykańskiego giganta pokrywają swoim zasięgiem 40 procent amerykańskich gospodarstw domowych.